Z góry wyjaśnię, że we wpisie nie porywam się na
analizę społeczno-historyczną Kościoła katolickiego w Niemczech, nie będę
cytować ani statystyk, ani powoływać się na komentarze ekspertów. Potraktujcie
ten wpis jako mały przyczynek do całości, pisany z punktu widzenia zwykłego
członka (tzw. wierzącego i praktykującego) tegoż Kościoła.
W naszym mieście mieszkają
chyba przedstawiciele niemal wszystkich wspólnot religijnych na świecie. Samo
miasto opowiedziało się swego czasu za reformacją i od tego czasu wpływy
luterańskie są tu bardzo silne. Katolików jest mimo to więcej -
podejrzewam, że jest to zasługą nie rdzennych mieszkańców, a napływowych.
Parafia,
do której należymy obecnie, jest parafią w śródmieściu, obejmującą
swoim zasięgiem dzielnice specyficzne, bo zamieszkałe głównie przez ludzi
starszych i dobrze sytuowanych singli o mało religijnym nastawieniu. Służyć mi
będzie ona za punkt odniesienia, ale nie tylko, bo od swojego przyjazdu z
Polski miałam styczność także z innymi parafiami w kilku innych landach -
zarówno tych miejskich, jak i prowincjonalnych.
Kościół parafialny w Legau
Fot. Polschland
Nadchodzi niedziela, dla katolików dzień święty.
Jak pewnie wszyscy już wiedzą, tego dnia w Niemczech sklepy pozamykane są na
cztery spusty (poza małymi wyjątkami oczywiście). Zwyczaj niedzielnych zakupów
w Polsce, często zaraz po opuszczeniu progów kościoła, w konfrontacji z
chlubieniem się katolicką tradycją jest dla mnie ciągłą zagadką. Osoby
przybywające z Polski, przyzwyczajone do możliwości wyboru terminu mszy
świętych zapewne zaskoczy fakt, że jest ich tu mało. Bywa, że nawet w dużych
parafiach odprawia się jedną albo co najwyżej dwie msze niedzielne. O tych w
tygodniu nie ma co mówić. Słowem: przegapisz godzinę mszy, masz pecha.
Zamykana skrzynka na modlitewniki
Ceny książeczek do nabożeństwa są, jak widać, dość wysokie
Modlitewniki są własnością parafii
Półka na książeczki zawieszona na filarze
Inne praktyczne rozwiązania: schowki na modlitewniki przy ławkach, wózek na kółkach.
Podczas ostatniej wizyty w rodzinnych stronach (Wielkanoc 2015) dowiedziałam się, że w jednej ze śródmiejskich miejskich parafii Raciborza próbowano wprowadzić zwyczaj wypożyczania książeczek do nabożeństwa na czas mszy. Po pół roku nie została ani jedna. Kurtyna.
Fot. Polschland
Do kościoła nie zabiera się swojego modlitewnika.
Książeczki bierze się z regału/skrzynki/półki ustawionych przy wejściu. To
świetne i bardzo praktyczne rozwiązanie. Pożyczasz sobie na czas mszy i
oddajesz. O tym, że nie są twoją prywatną własnością przypomina pieczątka
parafii. Posiadanie własnego modlitewnika nie jest w zasadzie konieczne. Ten
„oficjalny” zawiera głównie pieśni, zaś tekstów modlitw, litanii i nabożeństw
jest w nim mniej. Obok tych najbardziej znanych i istniejących od
wieków (np. Ojcze nasz) podane są i
inne, jak najbardziej osobiste i na czasie, adresowane do współczesnego
człowieka, z jego aktualnymi problemami i pisane „dzisiejszym” językiem jak choćby te po stracie pracy.
Przykłady współczesnych modlitw: dla osób, które zostały przez kogoś zranione oraz po utracie pracy. Poniżej nazwiska autorów obu tekstów.
Fot. Polschland
Książeczki do nabożeństwa są ogólnie dość
drogie; kto chciałby takową nabyć, musi wyłożyć mniej więcej 20-25 euro. Zastanawiałam
się kiedyś, czym podyktowana jest ich wysoka cena? Owszem, są wykonane bardzo
porządnie, z twardą okładką i plastikową osłonką, ale żeby kosztowało to aż
tyle? Znajdują się w niej nie
tylko teksty, ale i nuty melodii. A pod każdą pieśnią widnieje szczegółowa
metryczka: skąd pochodzi tekst (a nawet dana zwrotka), czyjego jest pióra, w
którym roku powstał, to samo z melodią. Wykaz źródeł znajdziemy także z tyłu
śpiewnika, wraz z dokładną listą instytucji i osób prywatnych posiadających
prawa autorskie. Domyślam się więc, że otrzymują one za prawo druku wynagrodzenie.
Metryczka pod jedną z pieśni
Wykaz osób i instytucji, do których należą prawa autorskie
Fot. Polschland
Nie wiem, jak wygląda sprawa w innych parafiach
w Polsce, ale w moim regionie już od lat korzysta się z modlitewników. Nie
zawsze się o nim pamięta, a są i tacy, którym do niczego nie jest potrzebny, bo
albo znają większość pieśni na pamięć, albo w ogóle nie zamierzają śpiewać. To
bardzo smutne, kiedy obserwuję moich sąsiadów i sąsiadki w ławkach - obecni,
ale bierni.
W niemieckim kościele śpiewniki to podstawa! Śpiewniki i
wyświatlacze numerów kolejnych utworów. Nie ma co za bardzo polegać na swojej
pamięci, ponieważ niemal każda msza ma swój indywidualny charakter. Co w
praktyce oznacza, że do konkretnego dnia w kalendarzu liturgicznym
dostosowywane są nie tylko czytania, ale i pieśni, a z tych wybierane są pod
kątem konkretnego święta nawet osobne zwrotki (np. trzecia i piąta). Także inne
śpiewy są zazwyczaj różne - w książeczce znajdziemy minimum siedem różnych
Gloria, Sanctus i Agnus Dei, kilkanaście Alleluja, z których ochoczo się
korzysta.
Nawa główna kościoła w Roggenburgu
Fot. Polschland
Niektóre msze, np. odpustowa, kiermaszowa, te
połączone z udzieleniem sakramentu I Komunii Świętej, bierzmowania czy ślubu, karnawałowe
(Faschingsmesse) albo ekumeniczne czy międzynarodowe mają swoją indywidualną
oprawę. Aby umożliwić wszystkim orientację i godne uczestnictwo w Eucharystii,
rozdaje się w tym dniu specjalnie wydrukowane broszurki.
Broszurka na mszę w okresie karnawału - jej mottem była nadzieja
Broszurka na odbywające się cyklicznie msze w dialekcie szwabskim
Ojcze nasz po szwabsku
Broszurka ze mszy dla rodzin, w dwudziestolecie katolickego przedszkola
Broszura ze ślubu
Broszura z dnia I Komunii Świętej
Broszura przygotowana z myślą o mszy unickiej w katolickim kościele
Fot. Polschland
Fot. Polschland
Co do samych pieśni, mam kilka swoich
ulubionych, jednakże palmę pierwszeństwa muszę przyznać polskim, jako bardziej
wpadającym w ucho i melodyjnym. Myślę, że jest w tym też duża „zasługa”
sposobu, w jaki grają tutejsi organiści. Jako że w kościele nie ma zazwyczaj
tłumów, nie ma co liczyć na głośny i chóralny śpiew wielu gardeł - melodię się
po prostu „podgrywa” jak na próbie.
Co się tyczy samych organistów, reprezentują
oni zwykle bardzo wysoki poziom i chętnie dają popisy swoich umiejętności w
różnych częściach mszy bez śpiewu (np. przed pieśniami, podczas komunii, na
wyjście).
Niestety, są też zazwyczaj mało elastyczni. Zdarzyło mi się
kilkakrotnie, że rozpoczęcie mszy odwlekło się w czasie. W Polsce w oczekiwaniu
na księdza organista zapewne zaintonowałby jakąś pieśń i grał tak długo, jakby
trzeba było. Tu zaś pewnie nie miał przygotowanego niczego na zapas, co
odbiegałoby od przyjętego na ten dzień planu.
Zbiorniczki na wodę święconą z kurkiem ustawione są w każdym kościele i w większych kaplicach
Fot. Polschland
Pochylmy się krótko nad zebranymi w kościele ludźmi.
Tak jak już wspomniałam, na msze uczęszcza regularnie niezbyt wiele osób, jeśli
za porównanie posłużyć ma nam Polska. Sytuacje, w których wierni muszą stać pod
ścianami albo obok ławek, bo nie znalazło się dla nich wolne miejsce, są
zupełnie wyjątkowe.
Nie ma natomiast mody na spędzanie mszy przed kościołem, co
w polskich parafiach (w tym i w Polskich Misjach Katolickich w Niemczech) jest
wciąż obserwowanym zwyczajem.
Wśród zebranych dominują emeryci i osoby w
średnim wieku, rzadziej rodziny z dziećmi, absolutną mniejszością jest
młodzież.
W parafiach bawarskich frekwencja jest bez wątpienia wyższa niż w innych częściach Niemiec. Często spotkać można tam osoby w strojach ludowych lub stylizowanych na ludowe.
Fot. Polschland
Panuje dość duża różnorodność strojów. Podczas
gdy w tradycyjnych polskich środowiskach małomiasteczkowych i wiejskich (w
których się wychowałam), ale nie tylko, zapatrywania na kwestię ubioru są dość konserwatywne, tu
nie interesuje on nikogo.
Dla mojego taty i teścia do dziś jedynym słusznym
strojem męskim „do kościoła” są spodnie z materiału, koszula, krawat i
marynarka, w zimie płaszcz czy elegancka kurtka. Dżinsy i sportowe buty zarezerwowane są dla
młodzieży, a nie statecznych mężczyzn. Kobiety w mojej rodzinie do dziś mają zestawy
„na niedzielę”.
Zjawisko lustrowania od stóp do głów przybyłych do kościoła
jest powszechnie znane, podobnie jak komentowanie „jak się ubrała”. Nie
wspominam już o damach, które wybierają się na mszę tylko wówczas, gdy sprawią
sobie coś nowego i chcą zaprezentować to szerszej publiczności (przykład mojej
sąsiadki). Albo o swoistych pokazach mody, np. podczas procesji Bożego Ciała
albo uroczystości Wszystkich Świętych na cmentarzu - bo jakże inaczej
wytłumaczyć te mocne makijaże czy szpilki na błotnistych ścieżkach? Podobna
atmosfera panuje na mszach w polskich parafiach w Niemczech. Nie lubię tego i
bardzo mnie to drażni.
Źródło: express.olsztyn.pl
Pamiętam, jak na zakończenie roku szkolnego w
polskiej szkółce przyparafialnej nauczycielka założyła tak wąską i krótką
minisukienkę z odkrytymi plecami (czyżby nabyta na jakieś wesele?), że niemal
nie mogła się ruszać, a do tego buty na dziesięciocentymetrowym obcasie. Kiedy
stanęła przy ołtarzu, aby przeczytać fragment Ewangelii, wyglądało to jeszcze
bardziej karykaturalnie.
Polki po jednej ze mszy - rozpoznać je można od razu
Fot. Polschland
Idąc na mszę niedzielną (i każdą inną) do
niemieckiego kościoła nie muszę martwić się, co na siebie włożyć. Bo idę nie po
to, aby pokazać się sąsiadom czy znajomym, ale po to, żeby spotkać się z
Bogiem. A Jemu jest obojętne, czy masz na sobie adidasy, czy półbuty.
Nie
zrozumiejmy się źle - Niemcy nie przychodzą do kościoła ubrani nieschludnie i
byle jak - do stroju nie przywiązuje się tyle znaczenia ani do tego, „co
ludzie powiedzą”. Kto chce przyjść elegancko i jak spod igły, ten przychodzi. Kto ma ochotę
na mniej zobowiązujący zestaw, nie czuje, że odstaje od reszty.
Zresztą, przy
niewielkiej liczbie osób w kościele i wciąż ubywających członkach Kościoła
zaprzątanie sobie głowy tym, w czymś ktoś przyszedł, naprawdę nie jest ważne.
Tu
chciałabym napisać coś, co ogólnie według mnie jest bardzo charakterystyczne
dla Niemiec: w kościołach ludzi jest mniej, ale za to są to w większości ci, którzy
przychodzą tam z przekonania i osobistej potrzeby.
Skarbonka w jednym z kościołów
Fot. Polschland
Z Kościoła można się wypisać, co też wiele osób
czyni, np. po skandalach związanych choćby z pedofilią (inna sprawa, że moim zdaniem jest to raczej pretekst) albo z przyczyn finansowych. Na Kościół się bowiem
płaci, i to często niemało.
Do coniedzielnej kolekty i okazjonalnych zbiórek
dochodzi podatek kościelny (Kirchensteuer), który zależny jest od zarobków.
Wszystkim
niezłomnie przekonanym o tym, że Polska jest bastionem Kościoła katolickiego, a
kościoły są pełne, chciałabym zasugerować, że sytuacja ta zmieniłaby się
nadspodziewanie szybko, gdyby każdy członek zmuszony był uiszczać stosowną
comiesięczną opłatę. Na podatek kościelny nie narzekam, bo nie mam powodu,
chociażby dlatego, że dzięki temu finansowany jest jeden z moich etatów (opłaca
mnie wprawdzie Kościół ewangelicki, a nie katolicki). Logiczne, że nie podcina się gałęzi, na której się
siedzi. ;)
Kościół w Bellenbergu
Fot. Polschland
Ponadto, gołym okiem widać, że z tymi pieniędzmi
coś się robi. Budynki sakralne i przyparafialne sale są zadbane, otoczenie
kościoła także.
Księży wspierają w codziennej posłudze Pastoralreferenten
(teolodzy). Nauczają w szkołach, zajmują się kwestiami organizacyjnymi i
finansowymi, dbają o oprawę mszy świętych, prowadzą spotkania młodzieży itp.
Bardzo
dobrze rozwinęta jest Seelsorge. Osoby pracujące jako SeelsorgerIn odwiedzają
szpitale i hospicja, pojawiają się na miejscach wypadków, dyżurują przy
telefonach zaufania, w więzieniach, a także w wieku firmach; słowem tam, gdzie
ktoś potrzebuje wsparcia, pomocy, rozmowy.
Kościół aktywny jest na niwie szkolno-wychowawczej,
ma swoje żłobki, przedszkola i szkoły, ale niech nikogo to nie zmyli - nie ma w
nich żadnego prania mózgu czy nachalnej propagandy. Przyjmowane są do nich też
osoby wiary innej niż katolicka.
Kolejnym aspektem jest działalność charytatywna
i finansowanie różnorakich projektów, dzielnicowych centrów rodziny, grup
samopomocy (np. niepełnosprawnych, samotnych matek, przewlekle chorych), kursów
niemieckiego dla azylantów i wiele innych.
O wiernych się dba, np. wysyła im
kartki z życzeniami świątecznymi, broszury z planem mszy świętych w okresie
świątecznym itp.
Oczywiście, tak jak i wszędzie indziej, gdzie pracują ludzie i
mają do czynienia z pieniędzmi, zdarzają się skandale finansowe i nadużycia na
tym polu. Ale nie zapominajmy, że nie kradnie anonimowy, wielki, zły i potężny „Kościół-instytucja”,
a konkretni ludzie, którzy tam pracują. A ludzie są różni, jak wszędzie, dobrzy
i źli.
Dekoracja stołu podczas imprezy odpustowej w naszej parafii
Impreza odpustowa w salkach przy naszym kościele. Można zjeść dwudaniowy obiad, napić się kawy, spróbować ciast. Wszystko przygotowane jest rękoma wolontariuszy i rady parafialnej.
Fot. Polschland
Wróćmy do naszej niedzielnej mszy. Oprócz
różnorodności strojów, panuje także spora zróżnicowanie postaw, albo lepiej:
pozcji ciała. Nie wszyscy stoją albo klęczą w tym samym czasie, siedzenie z
nogą założoną na nogę też nikogo specjalnie nie oburza - czego mojej rodzinnej
parafii w Polsce sobie nie wyobrażam i co mnie jednak trochę razi.
Typowe dla niemieckiej mszy zróżnicowanie postaw ;)
Fot. Polschland
Za zupełnie normalne uznane jest także
klaskanie, choćby po występie chóru albo jako wyraz uznania dla osoby uhonorowanej
za pracę na rzecz wspólnoty. A piszę to dlatego, że jeszcze dwa lata temu mój
wychowany na Kielecczyźnie wujek oburzał się, że w jednej z górnośląskich
parafii klaskano po mszy ze wstawką organową jego własnego kilkunastoletniego wnuczka.
Posługę przy ołtarzu pełnią ministranci i ministrantki. Dziewczęta w tej roli od
lat nikogo nie szokują. Dla porównania: w wyżej wspomnianej polskiej parafii
ksiądz do dziś nie wyobraża sobie zaangażowania kogoś innego niż chłopcy i
skutecznie blokuje wszelkie innowacje na tym polu. Nie jest pewnie jedyny.
Ministrant i ministrantka na procesji konnej w Weingarten
Fot. Polschland
Czytanie Ewangelii i modlitwy powszechnej są domeną
duchownych oraz świeckich obojga płci, zaangażowanych w różnym stopniu w życie parafii, po
krótkim kursie lektorskim (w pierwszym przypadku).
Podobnie jak rozdawanie
Komunii świętej (nieco dłuższy kurs przygotowawczy) - szfarkami są również
kobiety. I nie chodzi tu o sytuacje nadzwyczajne, ale o zwykłe msze.
Nie wiem,
czy polski Kościół katolicki dojrzeje do tego w ciągu najbliższych kilkunastu
czy kilkudziesięciu lat - lektura wpisów na ten temat pozbawia mnie złudzeń...
Źródła: fronda.pl; kosciol.wiara.pl
A, żeby co niektórych zbulwersować już
doszczętnie, dodam jeszcze, że szafarze obu płci nie mają żadnych specjalnych
szat, są ubrani normalnie, a zdarza się też, że Komunię rozdzielają w dżinsach.
Co nie znaczy, że czynią to mniej godnie!
Komunię przyjmuje się na rękę, tylko
nieliczni klękają na krótko przedtem. Dodam też, że jeśli położycie lewą, a nie
prawą dłoń na górze, także otrzymacie Hostię. Byłam świadkiem, kiedy w Polsce pewnej
osobie nie chciano udzielić Komunii do czasu zmiany ułożenia rąk - prawa miała być nad lewą.
Dodam też, że
sakrament Eucharystii przyjmuje się w Niemczech w bardzo dużym porządku i
spokoju, nie ma gnania do ołtarza hurmem i przepychania (negatywny przykład mam
w rodzinnej parafii).
Piękne i prawdziwe świadectwo księdza Bartosza Adamczewskiego na temat udzielania Komunii św. na rękę - każdemu "ekspertowi" w tej dziedzinie powinno dać do myślenia. Mnie zaś jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu, że każdemu polskiemu kapłanowi przydałyby się praktyki zagraniczne.
Źródło: mateusz.pl
Dla porównania: jeden z listów w tej sprawie, podpisanych przez wiele znanych nazwisk, m.in. Wandę Półtawską.
Źródło: mateusz.pl
Jeśli chodzi o tematykę kazań, są kwestie,
których niemal na pewno tu nie usłyszycie, jak choćby obecność Szatana w
codziennym życiu, straszenie Sądem Ostatecznym czy napominanie, wytykanie palcem
osób niechodzących na mszę (przykłady autentyczne), o nachalnej polityce czy antykoncepcji nie wspominając.
Nie ma natrętnego pouczania, mówienia, co jest czarne a co białe, gotowych
sądów; jest raczej wskazywanie pewnej drogi, ale wszystko to w formie przekazu
dla myślących, podejmujących własne decyzje ludzi, a nie grupy wiernych,
którymi trzeba pokierować z góry.
Nie ma powtarzania, że My-chrześcianie jesteśmy narodem
wybranym, podążającym jedynie słuszną drogą, co w Polsce słyszałam bardzo
często, a co moim zdaniem generuje ksenofobię i konserwatyzm, uprzedzenia do przedstawicieli innych religii, którzy zresztą większości polskiego społeczeństwa znani są tylko z telewizji.
Podczas gdy
Kościół polski wciąż przyjmuje postawę przedmurza chrześcijaństwa i opozycji do
Zachodu (w domyśle: zlaicyzowanego lub ostrzej: zepsutego), Kościół niemiecki jest raczej inkubatorem zmian (uwaga! nie mówię, że wszystkie są pozytywne), tym, który otwiera
się na nowe (vide wcześniejsze przykłady), krytykuje i pyta „co dalej?”: jak dopasować wiarę i Kościół do
codziennego życia współczesnego człowieka.
W kazaniach wyraźnie podkreśla się
człowieczeństwo Chrystusa, naturę boską i ludzką, możliwość popełniania błędów,
normalnej kolei rzeczy, akceptowania siebie. W Polsce stawia się głównie na piedestale określony wzór chrześcijanina idealnego - świętego wręcz, do którego
należy niezłomnie dążyć, dużo tego, tego, że jesteśmy źli i grzeszni, a także wzbudzania wyrzutów sumienia. Niemieccy księża nie wahają się mówić, że i ich czasem dopadają wątpliwości, zmęczenie i tak dalej.
Nie ma tu przykładowo zwyczaju dzwonienia na zakończenie okresu
wielkanocnego bicia w dzwony na „pogrzeb duchowy tych, którzy nie przystąpili
do spowiedzi”, które znam z rodzinnej parafii. Założę się, że gdyby proboszcz
wygłosiłby z ołtarza takie zdanie, część wiernych po prostu by wyszła!
Podobnie
jak np. starsze osoby w mojej niemieckiej parafii wychodzą ze
mszy, jeśli kazanie było za długie. Bo druga strona niemieckiego medalu jest
taka, że Kościół jest od wiernych bardzo zależny (choćby pod względem
finansowym), bywa, że konformistyczny, zbyt liberalny, jeśli mierząc to polską
normą. To tak zwane „rozmycie obyczajów”, na które się narzeka, znając inne realia.
Wierny oczekujący na swoją kolej do spowiedzi indywidualnej w sanktuarium w Maria Steinbach. Czerwona lampka nad drzwiami konfesjonału sygnalizuje, że jest zajęty.
Fot. Polschland
Delikatną kwestią jest np. sakrament pokuty,
chyba najmniej „popularny” wśród sakramentów. Kolejek do spowiedzi usznej w konfesjonale
nie ma. Praktykowane są za to Bußgottesdienste,
tj. msze i nabożeństwa pokutne.
Różnice między Bußgottesdienst a spowiedzią uszną
Źródło: Internet
Mały przykład. Na spotkaniu rodzin
pierwszokomunijnych rok przed I Komunią ksiądz poinformował zebranych, że dzieci
zobowiązane są do pojawienia się w kościele dziewięć razy - nawet nie na mszy,
wystarczyłoby nabożeństwo, na co otrzymać miały odpowiednie potwierdzenie. Od
razu podniosły się głosy rodziców, że dziewięć razy to... za często! W ciągu
całego roku, przypomnę.
O jakichkolwiek egzaminach przed przystąpieniem do
sakramentu, podwójnych spowiedziach, kuciu na pamięć pacierzy nikt nie słyszał.
Smutnym efektem tego jest fakt, że większość dzieci nie zna większości modlitw
(jeśli nie nauczono ich tego w domu) i nie jest w stanie powiedzieć z pamięci np.
dziesięciu przykazań bożych.
Nabożeństwo wieczorne w samym dniu I Komunii
spotkało się z bojkotem mniej więcej 1/3 rodzin, natomiast tydzień po nim na
niedzielnej mszy świętej w kościele obecnych było zaledwie dwoje
(!) z dość licznej jak na niemieckie grupy 27 pierwszokomunijnych dzieci.
Mobile ze zdjęciami dzieci przygotowujących się do przyjęcia I Komunii Świętej przymocowane nad ołtarzem
Inne sposoby prezentacji pierwszokomunijnych dzieci
Każde miało napisać coś o sobie... ;)
Makieta pomocna na mszy dla przedszkolaków i ich rodzin
Fot. Polschland
O czymś takim jak roraty dla dzieci z wczesnym
wstawaniem dzień w dzień i kolekcjonowaniem obrazków na ocenę nikt nawet nie
słyszał. To dwa przykłady z wielu.
Kościół stara się jak może, żeby przyciągnąć
rodziców z dziećmi. W mojej parafii paralelnie do normalnej Eucharystii organizowane
są regularne Kindergottesdienste, które mają raczej formę luźnych pogadanek w przykościelnej
salce, śpiewów i kolorowania obrazków na jakiś temat. W wielu kościołach
urządzone są specjalne kąciki dla maluchów, gdzie mogą rysować albo przeglądać
książeczki.
Wobec głośnych (czytaj: przeszkadzających) dzieci pozostali
uczestnicy zachowują się bardzo wyrozumiale. I nic dziwnego, w końcu każdy
młody członek Kościoła jest na wagę złota!
Książeczki dla najmłodszych parafian
Fot. Polschland
Broszurki w dwóch kościołach pielgrzymkowych przeznaczone dla dzieci. Napisane zrozumiałym, prostym językiem, z ciakawostkami. Po kościele w Oberelchingen oprowadza dzieci Brat Jakub, w Maria Steinbach mamy z kolei dziecięce ilustracje.
Fot. Polschland
Równouprawnienie kobiet i poprawność polityczna,
tematy w Niemczech bardzo ważne, także są obecne. Ksiądz do zebranych zwraca
się oczywiście Bracia i Siostry, ale też Drodzy Chrześcijanie i drogie
Chrześcijanki (Christinnen und Christen). Do tego stopnia, że w tekstach pieśni
zmienia się fragmenty, np. z „abyśmy byli braćmi” na „rodzeństwem”. :)
Zaktualizowany tekst pieśni
Starsza wersja pieśni (u dołu) i nowsza (u góry)
Fot. Polschland
Ekumenizm nie jest tylko sloganem, ale
codziennością. Bywa, że np. na katolickiej mszy homilię głosi ewangelicki
pastor i vice versa. Organizowane są spotkania i dyskusje z przedstawicielami
innych religii, wspólnie urządza dni otwarte połączone ze zwiedzaniem kościoła
katolickiego, ewangelickiego, meczetu i synagogi.
Zdarzają się świątynie dwuwyznaniowe,
katolicko-ewangelickie. W parafiach katolickich kościołami dzielą się wspólnoty
niemieckie, ale też i inne narodowości, m.in. Erytrejczycy, Słoweńcy,
Filipińczycy, Włosi, no i oczywiście Polacy.
Od czasu do czasu msze święte w
innym obrządku (np. grekokatolickim) sprawowane są dla ogółu wiernych, normą są
też msze dwu- albo wielojęzyczne. Wrażenie robi zwłaszcza zbiorowe Ojcze nasz,
które każdy odmawia w swoim języku. Ostatnia część to słowa:
Denn dein ist das Reich und die Kraft und die Herrlichkeit in Ewigkeit (wpływ
protestantyzmu). Końcówka po niemiecku stawia kropkę nad i i
symbolicznie łączy wszystkie wersje modlitwy w jedno.
Chorwatki w strojach ludowych podczas jednej z międzynarodowych mszy
Erytrejka (lub Etiopka) po mszy pierwszokomunijnej
Fragment broszury z mszy niemiecko-włoskiej
Fot. Polschland
Bardzo dobrym przykładem zainteresowania Kościoła
tym, co żywo dotyczy współczesnego człowieka, są Fürbitten (modlitwa wiernych).
Podczas gdy te w Polsce (i znanych mi polskich parafiach w DE) niemal zawsze są
tyleż kwieciste, co ogólnikowe, typu: Módlmy się za nas, abyśmy czerpiąc ze
stołu Słowa i Chleba codziennie stawali się „święci i nieskalani” (oprac. Jakub
Fyda, DDL Kraków), w Niemczech bardzo często odwołują się do najaktualniejszych
wydarzeń z kraju i świata.
Żartuję często, że mogę nie oglądać telewizji, nie słuchać radia i
nie czytać gazet, bo po mszy świętej będę z pewnością na bieżąco. I tak,
modliliśmy się np. za ofiary katastrofy górniczej w Chile, za hodowców i
producentów wyrobów mięsnych - aby podejmowali rozsądne decyzje (po aferach w
tej branży), za ofiary klęsk żywiołowych w różnych regionach świata, za pokój
między Izraelem a Palestyną, za ofiary zamachów terrorystycznych w Pakistanie, za kibiców podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w Brazylii - o wzajemne poszanowanie (łącznie z przyniesieniem piłki na ołtarz podczas ofiarowania darów), a nawet za osoby prześladowane ze względu na swoją
orientację seksualną, które cierpią z powodu nietolerancji.
Kapliczka wiejska i dzwonnica
Fot. Polschland
Wychowanych w polskim Kościele uderzy zapewne
niewielki wpływ pobożności maryjnej (wyjątkiem jest Bawaria oraz sanktuaria maryjne) i ogólnie,
pobożności ludowej, z jej nabożeństwami, koronkami, nieszporami, bardzo
rozwiniętym kulcie świętych orędowników itd.
Krzyże przydrożne
Fot. Polschland
Inny jest i był też stosunek do osoby św. Jana
Pawła II. Nie minę się z prawdą, jeśli napiszę, że go przeciętnego polskiego katolika
głosy krytyki jego osoby dochodziły słabo lub zgoła wcale, a podważanie jego
nauk traktowane niemal na równi z herezją.
W Niemczech formułowano pod adresem
papieża ostre sądy, zarzucając mu konserwatyzm oraz przede wszystkim brak
zdecydowanych i konkretnych rozwiązań w kwestii dotyczących przestępstw
seksualnych w Kościele. Jego niedawna kanonizacja przeszła tu raczej bez większego
echa.
Obrazek św. Jana Pawła II w kaplicy w jednej z dzielnic Günzburga - widok wcale nie powszechny
Fot. Polschland
Podczas gdy w Polsce każda kobieta w najbliższym
otoczeniu kapłana jest z urzędu podejrzana o zbytnią zażyłość z nim, a księdza
bacznie się obserwuje (łącznie z tym, dokąd jeździ na wakacje, z kim i czym,
jakie meble ma w jadalni itp. - znów przykłady z mojego podwórka), tu sfera
prywatna jest bardzo szanowana, a życie księdza „po godzinach” nie jest tematem najgorętszych
plotek.
Mając takie nastawienie i możliwość ciągłych porównań z ewangelickimi
pastorami i ich rodzinami, wciąż słychać głosy o anachroniczności celibatu. W Polsce też słychać postulaty domagające zniesienia
tego - tyle tylko, że moim zdaniem są to raczej puste hasła, bo wymagałyby
najpierw głębkich zmian mentalnościowych w społeczeństwie. Skoro dziś patrzy
się księdzu na ręce, co kupuje w supermarkecie i jakie nosi spodnie*, to nie chcę
sobie nawet wyobrażać, na jakim celowniku znalazłaby się jego żona i dzieci!
* Szok w jednej z wiejskich parafii Górnego Śląska: ksiądz jedzie na wakacje do ciepłych krajów i (o zgrozo!) ubrania ma "firmowe"! (zasłyszane przy wielkanocnym stole, A.D. 2015)
* Szok w jednej z wiejskich parafii Górnego Śląska: ksiądz jedzie na wakacje do ciepłych krajów i (o zgrozo!) ubrania ma "firmowe"! (zasłyszane przy wielkanocnym stole, A.D. 2015)
Kościół niemiecki przyznaje się do nadużyć i błędów w stopniu dużo większym niż polski
Fot. Polschland
Każdy, kto żyje po drugiej stronie Odry bądź zna
dobrze niemiecką kulturę, wie, jak ważna jest dla Niemców praca w grupie. Team
i Teamarbeit to słowa klucze. Przy czym współdziałanie to zakłada, że każdy
członek teamu ma swoje określone zadanie.
Nie inaczej jest z radą parafialną,
podzieloną na sekcje.
Około miesiąc przed terminem wyborów dostaliśmy listy
zachęcające do udziału w głosowaniu oraz listę kandydatów, a także zaproszenie
na Wahlparty, tj. przyjęcie powyborcze, podczas którego ogłoszone miały zostać
nazwiska wybranych. Kto nie mógł wziąć udziału w wyborach osobiście, mógł oddać
swój głos za pośrednictwem poczty.
Rzut oka na lokal wyborczy. Były i stanowiska do
głosowania, i listy wyborcze, i urna. Wszystko jak należy.
Fot. Polschland
Gablota rady parafialnej
Fot. Polschland
Członkowie rady rzeczywiście są zaangażowani w
życie wspólnoty i aktywni podczas każdej mszy czy innej uroczystości, jak np. odpuście.
Oprócz tego wiele imprez organizowanych jest ze wsparciem wolontariuszy (typowe dla Niemiec!).
Miłym
zwyczajem są np. cykliczne spotkania przy kawie na przykościelnym placu,
lubiane zwłaszcza przez seniorów (tzw. gemütliches Beisammensein), a także
kiermasze świąteczne, sprzedaż ciasta itp. Na pewno wzmacnia to poczucie
przynależności do parafii i pozwala na poznanie innych osób.
Boże Ciało w naszej parafii: spotkanie połączone z poczęstunkiem na przykościelnym placu, dywan z traw i kwiatów przed wejściem do świątyni
Fot. Polschland
Sprzedaż ciasta prowadzona przez mamy dzieci z katolickiego przedszkola
Fot. Polschland
Spotkanie przy kawie i herbacie po niedzielnej mszy świętej
Sprzedaż domowych ciast - kolejna edycja
Fot. Polschland
Narrengottesdienst w kościele katolickim - na kazaniu ksiądz posługiwał się kukiełką
Następnego roku msza błazeńska odbyła się w kościele ewangelickim, a pastor wygłosił rymowane kazanie
Typowi uczestnicy Narrengottesdienst
Fot. Polschland
Sztuka nowoczesna (grafika, rzeźba, architektura) ma w kościele swoje stałe miejsce, Niemcy nie boją się nowoczesnych rozwiązań
Fot. Polschland
Miejsca na zapalenie świeczek wotywnych są stałym elementem kościołów (wpływ kościoła prawosławnego), nie tylko sanktuariów
Fot. Polschland
Parking proboszcza!
Księżowskie pozdrowienia dla parafian
W Allgäu spotkaliśmy się z zegarami umieszczonymi nad ołtarzem. Jedno jest pewne: wierni na pewno nie muszą spoglądać ukradkiem na własne zegarki podczas nudnego kazania! ;)
Chrześcijańska "biblioteczka" w kościele
Kamień zachęcający do chwili chrześcijańskiej medytacji na trasie Mietingen-Ochsenhausen
Fot. Polschland
Pokrewny wpis:
Nauki przedmałżeńskie w Niemczech
Muszę powiedzieć, że obraz Kościoła, jaki wyłania się z Twojego wpisu, jest zupełnie inny od obrazu Kościoła w Polsce...jakby bardziej zachęcający? To dobrze, że Kościół otwiera się na potrzeby wiernych, na problemy współczesnego świata.
AntwortenLöschenalessandra
Swietnie przedstawiony obraz Kosciola w Niemczech. Ciekawy pomysl na bloga.
AntwortenLöschenPozdrawiam
Iza z Lindau
A jak się Kościół zapatruje na filmy typu Kreuzweg i Tajemnica Filomeny? Pojawia się jakaś dyskusja, sprzeciw
AntwortenLöschen"Filomena" i "Siostry magdalenki" nie wywołały w Kościele burzy - o ile mogę tak powiedzieć jako zwykły członek tejże instytucji. W samym kościele (mam na myśli kazania) w ogóle nie dotarły do mnie echa tych filmów. Bardzo wysoko je zresztą cenię! :) To wszystko z zastrzeżenieniem, że z typowo religijnymi mediami mam niewiele wspólnego, nie prenumeruję np. czasopism katolickich, a audycji typu "Słowo na niedzielę" słucham raczej z przypadku. Wydaje mi się, że sprzeciwiać się nie było czemu, bo filmy oparte są na faktach. Całość rozegrała się w Irlandii i istniała w powiązaniu z tamtejszymi warunkami , instytucjami państwowymi, systemem i przynajmniej częściową akceptacją społeczeństwa, więc nie da się wszystkiego zrzucić tylko na Kościół. Sądzę też, że Kościół niemiecki ma dość problemów i skandali na własnym podwórku, więc zagraniczne historie nie wzbudzają sensacji. Co do "Kreuzweg", to nie widziałam jeszcze tego filmu i nie sądzę, żebym się wybrała do kina. Dotyczy on Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X, które uważam swoją drogą za jakieś dinozaury i dziwolągi, przez co nie łączyłabym przedstawianych zdarzeń z całością Kościoła katolickiego. Co samego Piusbruderschaft, to nie spotkałam się nigdy z żadną osobą, która by była jego poplecznikiem, nie znam nawet nikogo, kto znałby kogoś takiego, więc raczej nie martwię się, że nas zdominują... :)
AntwortenLöschenUwielbiam czytać Twoje komentarze :).
LöschenMimo, że akcja "Filomeny" rozgrywa się w Irlandii, to myślałam, że może gdzieś jakaś wzmianka była, w końcu temat kontrowersyjny, a film jest dosyć znany. Kreuzweg faktycznie nie jest o Kościele katolickim, ale film zdaje się, że do najłatwiejszych nie będzie należał. Z resztą nie wiem, też go jeszcze nie widziałam, ale trailer mnie intryguje.
Zastanawiałam się jakie podejście ma KK w Niemczech do kontrowersyjnych tematów i sztuki. Na pewno słyszałaś o protestach w Polsce z powodu sztuki Golgota Picnic, byłam ciekawa, czy w Niemczech bywa podobnie.
Niemiecki Kościół katolicki ma dość duży próg tolerancji. Powiedziałabym nawet, że popiera wolność sztuki :) "Golgotha Picnic" wystawiono w Hamburgu (raz, gościnnie) i gigantycznego oburzenia nie było... Choć pod adres teatru wpłynęły oczywiście mejle i listy. Najbardziej protestowali, uwaga, uwaga, zwolennicy Piusbruderschaft. Na przedstawieniu i podczas dyskusji obecny był m.in. jezuita, dyrektor Katholische Akademie Hamburg. Jego komentarz po spektaklu był znamienny i bardzo mi się spodobał: "Den lieben Gott wird das cool lassen". A dopowiedź redakcji "Die Welt" jeszcze bardziej: "Der liebe Gott ist eben einen Tick souveräner als alle Piusbrüder zusammen". :) W pewnych przypadkach, kiedy ktoś posunie się naprawdę za daleko, jest reakcja, np. w przypadku magazynu "Titanic" i karykatury Benedykta XVI.
AntwortenLöschenDo tak rzetelnego i obszernego opisu Kościoła Kat. W Niemczech dodałbym jeszcze fakt częstsze Komunii św.pod dwiema postaciami. Nie jest też rzadkością, by przy okazji dostać kielich do rąk. Nie przypuszczam, by to ostatnie dla zwykłego wiernego w Polsce było możliwe . W mojej parafii w Berlinie było to normą podczas rorat,które były raz na tydzień i o godzinie wcześniejszej niż w Polsce. Pozdrawiam z Polski, Greta
AntwortenLöschenO