Z dużym poślizgiem spowodowanym długą przerwą urlopową, będącą zarazem przerwą od blogowania, zapraszam do podsumowania grudnia (Dezember) w Niemczech.
Wokół Bożego Narodzenia (Weihnachten) wszystko zaczyna się tu powoli kręcić już pod koniec września, jednak oczywiście na grudzień przypada apogeum świątecznego szaleństwa - co niektórzy witają go z ulgą, widząc na horyzoncie kres "christmasowej" manii. ;)
Mój tegoroczny wieniec adwentowy
Fot. Polschland
Oczekiwanie na Święta bardzo się w Niemczech celebruje. Nieodłącznym akcesorium jest wieniec adwentowy (Adventskranz), wywodzący się notabene z północy kraju i tradycji ewangelickiej (jego pomysłodawcą był pastor J. H. Wichern).
Mutacją wieńca adwentowego są stroiki (Adventsgesteck), także z czterema świecami, po jednej na każdą adwentową niedzielę. Z kwiatów popularne są gwiazdy betlejemskie, tj. poinsencja, wilczomlecz nadobny (Weihnachtsstern) oraz amarylis (Amaryllis).
Fot. Polschland
Nie można zapomnieć także o kalendarzu adwentowym (Adventskalender), co ciekawe, także niemiecko-luterańskiej proweniencji. Kiedy ja byłam mała, za 24 drzwiczkami kyły się tylko czekoladki. Teraz wiele firm i marek wypuszcza na rynek "wypasione" wersje kalendarzy (np. z jajkami Kinder niespodzianki). Zwykłe i najtańsze czekoladowe kalendarze popadły zresztą w niełaskę ze względu na odkrycie w nich szkodliwych, rakotwórczych substancji. Kalendarze są i dla dorosłych, np. z miniaturkami kosmetyków, drobną biżuterią itp., a nawet dla domowych zwierzaków.
Kalendarze adwentowe dla psów
Fot. Polschland
Własnoręcznie wykonany kalendarz adwentowy z 24 pakuneczkami kryjącymi słodycze i upominki - prezent od jednej z mam. Jak już wielokrotnie wspominałam, Niemcy uwielbiają basteln - ręcznie wykonane przedmioty. Adwent to dla nich istny raj.
Fot. Polschland
Typowym dla Niemiec zwyczajem jest też składanie sobie adwentowych życzeń miłego Adwentu, pięknej 1. adwentowej niedzieli itd.
Fot. Polschland
Firmy i przełożeni pamiętają o życzeniach świątecznych dla pracowników i partnerów. Nasza szefowa co roku sama wykonuje kilkadziesiąt kartek dla wszystkich podwładnych.
Fot. Polschland
Nie sposób wspomnieć także o jarmarkach bożonarodzeniowych (Weihnachtsmarkt). Nie będę się o nich szczegółowo rozpisywać, ponieważ poświęciłam im osobny post (zapraszam tu). Większość z nich zaczyna działać już w pod koniec listopada. Śmiało można powiedzieć, że przez miesiąc to właśnie tam bije serce miasta. Wizyta, a raczej wizyty na jarmarku bożonarodzeniowym to stały punkt programu większości Niemców.
Weihnachtsmarkt w moim mieście
Fot. Polschland
Co większe i ładniejsze jarmarki przyciągają istne tłumy, jak np. ten w Esslingen. Na rogatkach miasta urządzić trzeba było specjalne parkingi dla autokarów dowożących turystów.
Fot. Polschland
Stoisko z Dresdner Stollen, tradycyjnym świątecznym ciastem z bakaliami, marcepanem i dużą ilością cukru pudru.
Fot. Polschland
Legendarne są już jarmarki w Dreźnie, ale nie tylko. Jedno z czasopism poleca także odwiedziny w Norymberdze i Berlinie.
Fot. Polschland
A to "najprawdopodobniej najmniejszy jarmark bożonarodzeniowy w Niemczech", jak reklamuje się jego organizator. Budy są tylko dwie, ale nie może w nich zabraknąć oczywiście grzanego wina (Glühwein), karmelizowanych orzechów, kiełbasek i innych tego typu specjałów.
Fot. Polschland
Obligatoryjne dla wielu firm jest spotkanie współpracowników na Weihnachtsmarkcie, a jeśli zakład jest duży bądź preferowany jest większy rozmach, organizuje się wyjście do restauracji czy świąteczną imprezę - Weihnachtsfeier. Coś na kształt polskich zakładowych Wigilii, z tym, że bez religijnych i tradycyjnych elementów.
Zaproszenia na Weihnachtsfeier lepiej nie odrzucać; nieuzasadniona nieobecność jest niemile widziana i interpretowana jako brak zaangażowania i odrzucanie grupy. Atmosfera podczas takich spotkań jest luźniejsza, ale nie przesadnie. W prasie pojawiają się artykuły na temat tego, jak się ubrać, o czym wypada mówić, a o czym nie itp.
Fot. Polschland
W szkołach także organizuje się bożonarodzeniowe imprezy z poczęstunkiem, ewentualnie krótkimi scenkami nawiązującymi do Świąt i kolędowaniem, przepraszam: śpiewaniem świeckich piosenek o tematyce zimowo-świątecznej. Jeśli nie mamy do czynienia z placówką wyznaniową i jednorodną pod względem religii grupą, przez cały grudzień poruszamy się po grząskim gruncie... i nie daj Boże ktoś oskarży nas jeszcze o propagowanie swojej wizji świata.
Muzułmańskie dzieci wprawdzie chętnie pałaszują słodycze z adwentowych kalendarzy, wykonują ozdoby (wiele z nich ma choinki w domach i nawet dostaje świąteczne prezenty) i kolorują obrazki z mikołajem, jednak nauczycieli i opiekunów co rusz dopada uczucie, że coś tu jednak nie gra... Przykład? Kadra przedszkola spiera się, czy na świątecznej imprezie wolno śpiewać z dzieciakami kolędy, w których mowa jest o Jezusie (sic!), bo a nuż ktoś z nie-chrześcijan poczuje się urażony... Taki paradoks!
Paczuszka z ciasteczkami z kościelnego bazaru świątecznego
Fot. Polschland
Adwent to czas wielkiego pieczenia. Niemcy kochają świąteczne ciasteczka (Plätzchen)! Niemal każda gospodyni za punkt honoru stawia sobie upieczenie co najmnej kilku blach. Moja koleżanka z pracy "produkuje" co roku... 16-17 rodzajów (!), obdarowując nimi bliższą i dalszą rodzinę oraz znajomych. Nic dziwnego, że jedną z najpopularniejszych w tym okresie piosenek jest In der Weihnachtsbäckerei.
Sklepy prześcigają się w oferowaniu klientom składników do świątecznych ciasteczek, a także akcesoriów do ich wypieku, jak powyższa forma do Zimtsterne. W gazetach i czasopismach także roi się od przepisów na słodkości.
Fot. Polschland
Wśród najchętniej jedzonych wymienić można m.in. cynamonowe gwiazdki z lukrem (Zimtsterne), pierniki (Lebkuchen) w różnych odmianach (Aachener Printen, Nürnberger Lebkuchen), Dominosteine (kostki piernikowe z galaretką i marcepanem w czekoladzie), kruche ciasteczka Spekulatius, sękacz (Baumkuchen), marcepanowe kulki (Marzipankartoffeln), Vanillekipferl w kształcie półksiężycy, anyżkowe Springerle, kokosowe Kokosmakronen, orzechowe trójkąty (Nuss-Ecken), do tego jeszcze orzechy, migdały w czekoladzie, Stollen i bakaliowy Früchtebrot, w moim regionie znany jako Hutzelbrot oraz wiele innych.
Fot. Polschland
6 grudnia polskie dzieci odwiedza Mikołaj, tj. ktoś przebrany za biskupa lub mikołaj w czerwonym kubraczku i rozdaje prezenty. Ich odpowiednikami na niemieckim gruncie są Nikolaus i Weihnachtsmann. W Polsce w mikołajowym orszaku kroczą Anioł i Diabeł, tu zaś tradycyjnie był to Knecht Ruprecht, karzący niegrzeczne maluchy pomocnik. W niektórych okolicach to on rozdzielał upominki. Współcześnie spotkać można go jednak coraz rzadziej. :)
Alejka Knechta Ruprechta na Weihnachtsmarkcie
Fot. Polschland
Święty Mikołaj i Knecht Ruprecht
Fot. Polschland
Słodycze z wizerunkami Mikołaja-biskupa spotkać można bardzo rzadko...
Fot. Polschland
Nikolaus i Weihnachtsmann - jak ich rozpoznać?
Fot. Polschland
W mikołajki (Nikolaustag) w wieku piekarniach można kupić drożdżowe wypieki zwane Stutenkerl albo Weckmann (lub jeszcze inaczej). Tradycyjne wersje mają jeszcze glinianą fajeczkę.
Fot. Polschland
Sprzedaż choinek w centrum miasta. Najbzrdziej uświadomieni ekologicznie kupują bio-choinki z lokalnych, certyfikowanych upraw. Te z marketów, sprowadzane często z drugiego końca świata, opryskiwane są pestycydami i środkami konserwującymi, które pod wpływem ciepła w mieszkaniu parują i szkodzą zdrowiu.
Fot. Polschland
Nadchodzi w końcu Wigilia i Boże Narodzenie. Zanim napiszę kilka słów na temat niemieckich Świąt, pozwolę sobie na małą refleksję: większość Polaków poznających zwyczaje innych narodów stoi na stanowisku "nasze i tak są naj". Co przyczynia się do tego, że sposób, w jaki świętują inni, oceniany jest z góry jako gorszy.
Pamiętam scenkę z wieczoru autorskiego Steffena Möllera w jednym z polskich miasteczek; rzecz działa się mniej więcej siedem lat temu. Głos zabrała pewna pani w średnim wieku, która zadała mu znaczące pytanie: w jaki sposób obchodzi Boże Narodzenie? Czy przejął polskie tradycje, czy wciąż kontynuuje niemieckie? "Bo wie Pan, ja mieszkałam przez kilka lat w Niemczech i muszę szczerze powiedzieć, że tamtejsze tradycje nie podobały mi się. Nasze są piękniejsze" - tłumaczyła swoją ciekawość.
Pierwszy Niemiec RP wspiął się na wyżyny dyplomacji i dał jej uprzejmą, nieco wymijającą odpowiedź, że pozostał przy swoim. Mnie polonocentryczne pytanie dociekliwej pani wpierw zatkało, potem oburzyło. Möller, przez wielu Polaków uważany za swojaka, sam wspominał nieraz o swojej "polonizacji". I tak, idąc tym tropem, do zupełnego przeistoczenia się w "Młynarskiego" brakowałoby jeszcze, żeby autor Polska da się lubić kładł sianko pod obrusem i wcinał kutię, bo to przecież najdoskonalsza forma celebracji Świąt...
Lata pobytu w Niemczech, kraju o wielkiej różnorodności, nauczyły mnie poszanowania dla cudzych tradycji i zwyczajów, otwarcia na nowe, powstrzymywania się przed nieustannym wartościowaniem i porównywaniem z tym, co polskie.
Na blogu staram się pisać o tym, czego doświadczam osobiście i co widzę, o Niemczech i Niemcach tu i teraz. Przyznaję, że zbierając informacje do planowanego posta, znalazłam się w sytuacji dość trudnej. Dlaczego? Dlatego, że Niemcy nie świętują Bożego Narodzenia w tak tradycyjny (żeby nie powiedzieć: ortodoksyjny) sposób jak Polacy. Gdzie pisząc o polskiej Wigilii możemy założyć, że opłatek, karp i puste miejsce na stole dotyczy, powiedzmy, 98% obchodzącego Święta społeczeństwa (zarówno tzw. wierzących i niewierzących). W Niemczech tak na pewno nie jest. Każda z przepytanych przeze mnie osób mówiła co innego! :)
Zaryzykuję stwierdzenie, że Wigilia (Heiliger Abend) ma w polskiej tradycji większe znaczenie niż w niemieckiej, przynajmniej współcześnie. W Polsce celebrujemy ją niemal tak samo, jak robili to nasi dziadkowie czy pradziadkowie - tu zaś zmiany w obyczajowości następują szybciej i dostosowane są do potrzeby chwili.
W Wigilię w mojej parafii wczesnym popołudniem odbywa się msza dla rodzin z dziećmi, a później, o 18.00 sprawowana jest druga Eucharystia. Msze w tym dniu noszą nazwę Christmette.
Co do samego wieczoru, uogólniać nie sposób. Bawarscy znajomi spożywają karpia (Karpfen). Koleżanka z pracy, która wyszła za mąż za pochodzącego ze Śląska (nie była w stanie powiedzieć, czy z Górnego, czy Dolnego) Niemca, gotuje kiełbasę w sosie piernikowym (Lebkuchensauce, tzw. Polnische Sauce wg Wikipedii). Koleżanka ze Szwabii przypomniała sobie pieczoną gęś (Gans), którą kilka lat temu zdetronizował indyk (Truthahn); jest go tyle, że po dwóch dniach wszyscy mają go dość i zajadają się kluskami na parze. Kolega, którego matka pochodziła z terenów dawnej NRD przebąkiwał coś o Kasseler Braten, czyli wędzonej wieprzowinie z ziamniakami na słodko i suszonymi owocami. Później ożenił się z Jugosłowianką i nie kontynuował rodzinnych zwyczajów, a po rozwodzie i oddaleniu się od chrześcijaństwa po prostu wybiera się z rodziną do restauracji. Klient z okolic Oldenburga podał zaś, że w Wigilię jedzono u niego tylko rosół (Brühe), a w pierwszy dzień Świąt kaczkę (Ente). On sam zaś od lat jest wegetarianinem i je tylko przystawki. Przyjaciel mojej ciotki z Nadrenii-Westfalii zna natomiast tylko sałatkę kartoflaną z parówkami (Kartoffelsalat mit Würstchen), czyli coś najprostszego, co można upichcić bardzo szybko. Wbrew pozorom, miało to swój głęboki sens, bo pozwalało gospodyni swój czas i siły skoncentrować na przygotowanie wystawnego posiłku przeznaczonego na pierwszy dzień Bożego Narodzenia.
Zimna płyta z krewetkami, łososiem i bagietką...
... dziczyzna z czerwoną kapustą i kluskami...
... karp i ziemniaki...
... kiełbaski i sałatka kartoflana... Co kraj to obyczaj to za mało powiedziane; w Niemczech co rodzina, to inne zwyczaje!
Fot. Polschland
Ogólnie, Wigilia nie ma takiej rangi jak w Polsce i potrawy nie są stawiane na piedestale, owiane rangą pewnej tajemnicy i nabożeństwa, przygotowywane raz do roku. Pamiętam swoje zdziwienie (ba! nawet szok), kiedy niemieccy znajomi w zbliżonym wieku opowiadali, że co roku wypróbowuje się u nich coś innego, np. tiramisu czy coś z kuchni hinduskiej. Już się przyzwyczaiłam. ;)
Łączącym elementem jest na pewno choinka (Christbaum). U wielu rodzin spotkać można też ustawioną w pokoju miniaturową szopkę (Krippe). Kilkoro moich rozmówców wspominało, że w choinkę zaopatrywało się kiedyś tuż przed Wigilią albo już w tym dniu, a jej dekorowanie było zadaniem rodziców. Prezenty pochodziły od Christkind, którego przybycie zwiastował dzwoneczek. Początkowo Christkind tożsame było z małym Chrystusem/Dzieciątkiem, z biegiem lat przybrało postać anielskiej dziewczyny z blond lokami i w biało-złotych szatach. W każdym razie upominki rozdawane są w Wigilię.
Wyciąg z naszej parafialnej gazetki
Fot. Polschland
Pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia (Hochfest der Geburt des Herrn) w kościele odprawiana jest uroczysta msza święta - z mocnym naciskiem na "uroczysta". Uświetnia ją np. chór i orkiestra z wystudiowanym programem typu Missa brevis in B-Dur. Drugiego dnia (Stefanustag) jest już o spokojniej.
Powróćmy do świątecznego stołu. Ten zaś, jeśli mogę tak powiedzieć, jest bardziej wyrafinowany niż polski. Większość z marketów wypuszcza przed Świętami specjalne linie produktów de luxe. Czegóż tam nie znajdziemy! Owoce morza, dziczyzna, różnego rodzaju sosy, octy i oleje, pasztety, musztardy wielosmakowe, owoce w kompocie, desery lodowe i musy, praliny, a do tego szeroka gama win i innych trunków.
Gazetki marketów Lidl i Aldi
Tradycją wielu rodzin jest świąteczne i sylwestrowe biesiadowanie przy raclette i fondue. To pierwsze jest urządzeniem podobnym do grilla, w którym zapieka się ser, warzywa i inne dodatki w małych patelenkach; to drugie to garnek z gorącym serem bądź bulionem/olejem, w którym macza się w zależności od zawartości pieczywo, kawałki mięsa itp. Znane i lubiane jest też fondue na słodko, z czekolady. Urządzenia do raclette i fondue są jedym z ulubionych prezentów świątecznych, sprzedawanych przez chyba wszystkie supermarkety.
Gazetki z supermarketów z raclette i fondue w roli głównej
Fot. Polschland
Boże Narodzenie ma także charakter jakby mniej familijny niż znamy to z Polski. Wolne dni sprawiają, że sporo grono osób wykorzystuje tę długą przerwę w pracy po prostu na wakacje, np. w jakimś ciepłym kraju. W Polsce to wciąż mało spotykane, a w wielu rodzinach wręcz nie do pomyślenia.
Swoimi planami na świąteczną przerwę dzielą się redaktorzy lokalnego miesięcznika. Zaplanowane są m.in. wojaże nad Morze Śródziemne i podróż szlakiem winnic, Tajlandia, do Wenecji, Sztokholmu i Helsinek, w austriackie góry i do Hamburga.
Fot. Polschland
Szybkim krokiem dochodzimy do 31 grudnia. Sylwester (Silvester) chętnie spędzany jest w domu. W telewzji nie można nie obejrzeć Dinner for One - najlepiej w oryginalnej, czarno-białej wersji. Co ciekawe, nie dubbingowanej, a to w Niemczech ogromna rzadkość! ;)
Jeśli jeszcze nie znacie Dinner for One, musicie koniecznie nadrobić zaległości!
Fot. Polschland
Równie kultowy jest odcinek serialu Ein Herz und eine Seele pt. Silvesterpunsch. Tego wieczora transmitowane jest także orędzie kanclerza Niemiec.
Nieco zapomnianą tradycją jest topienie figurek z ołowiu (Bleigießen) w metalowej łyżeczce, podobnie jak podczas polskich andrzejek. Z roztopionego i wlanego do miski z wodą ołowiu odgaduje się przyszłość. Oczwiście ma to formę zabawy.
Zestaw do Bleigießen
Źródło: discounto.de
Ze względu na szkodliwe właściwości ołowiu, obecnie proponuje się topienie cyny bądź dobrze nam znanego wosku.
Fot. Polschland
Popularnymi dekoracjami sylwestrowych imprez są, oprócz nieśmiertelnych balonów, konfetti i serpentyn, symbole szczęścia. W Niemczech jest ich wiele: kominarz (Schornsteinfeger), czterolistna koniczynka (Kleeblatt), moneta (Münze; co ciekawe, w tej roli często jeszcze występuje fenig), podkowa (Hufeisen), biedronka (Marienkäfer), Glücksstaub (magiczny proszek spełniający życzenia), a także muchomorek (Glückspilz) i... świnia (Schwein). Tak, tak, mimo negatywnych asocjacji (np. Schweinerei/świństwo), ten zwierzak oznacza także pomyślność. Schwein haben to po niemiecku "mieć szczęście". :)
Ozdobne klamerki z symbolami szczęścia
Kumulacja symboli szczęścia: świnka w stroju kominiarza trzymająca koniczynę oraz muchomor :)
Proszek szczęścia
Sylwestrowe akcesoria
Kominiarze, świnki i spółka to nie tylko ozdoba stołu, ale także chętnie kupowany upominek z okazji nadejścia Nowego Roku - tu w wersji z marcepanu.
Czekoladowe ozdóbki
Fot. Polschland
O północy Niemcy wychylają obowiązkowy toast lampką szampana, a raczej wina musującego (Sekt) i życzą sobie Prosit Neujahr oraz Einen guten Rutsch ins neue Jahr. Życzenia pomyślności w Nowym Roku składa się także w ciągu najbliższych dni.
Przy okazji dam wam małą radę: będąc w Niemczech i trącając się kieliszkami koniecznie patrzcie sobie w oczy! Mawia się, że jeśli tego się nie zrobi, czeka na was siedem lat posuchy w sypialni! ;) Inne wersje mówią o nieszczęściu w ogólności, ja znam tę pierwszą interpretację.
Powiązany post: Mydło, powidło i Weihnachtsmarkt
Ujęłaś wszystko, bardzo wyczerpujący post, zresztą jak zwykle! Ja mieszkałam w Berlinie i niemal wszyscy Niemcy wspominali o sałatce z ziemniaków i kiełbaskach na Wigilię.
AntwortenLöschenJa najchętniej połączyłabym zwyczaje niemieckie i polskie w jedną całość. Bo w każdym kraju coś mi się podoba :)
AntwortenLöschenO "Dinner for One" słyszałam, ale jeszcze nie oglądałam. Za to bardzo podobał mi się skecz puszczany w Święta Bożego Narodzenia "Weihnachten bei Hoppenstedts".
I zawsze śmieszą mnie te świnki na szczęście w okolicach Nowego Roku :)
O świetne posty, jak się człowiek chce czegoś dowiedzieć to na twoim blogu naprawdę jest to możliwe, fantastycznie! Będę wpadać! Mam znajomych Niemców i tak mnie zaciekawił ich kraj, bo ostatnio u mnie byli i co nieco opowiadali. A tu taki treściwy blog znalazłam - SUPER! dzięki!!!
AntwortenLöschen