W poprzednim wpisie przedstawiłam różne sposoby
radzenia sobie pomysłowych Szwabów z niedoborem wody. Jak wspomniałam, nie ma
tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Dzięki tym dawnym niedogodnościom możemy
dziś cieszyć oczy i... podniebienia.
Co dokładnie mam na myśli? Ano kolejny
charakterystyczny element tutejszego krajobrazu kulturowego, jakim są sady
owocowe starego typu (Streuobstwiesen).
Schwäbische Streuobstwiese
Fot. Polschland
Sadownictwo na szerszą skalę zapoczątkowano w
XVIII wieku. Za pomocą specjalnych rozporządzeń nakłaniano ludzi do sadzenia
drzew owocowych, które pozwalały efektywniej wykorzystać nieużytki, łąki, miedze
i pobocza dróg.
Sad w dolinie rzeki Lauter
Fot. Polschland
Ziemia na Jurze Szwabskiej do specjalnie
urodzajnych nie należy - wystarczy spojrzeć na poniższy przekrój, aby zobaczyć,
jak się sprawy mają.
Przekrój przez grunt na Jurze Szwabskiej - model w skansenie w Beuren
Fot. Polschland
Jeśli dodamy do tego wieczne problemy z wodą,
okaże się, że sadownictwo było strzałem w dziesiątkę. Korzenie drzew zabezpieczają ponadto przed erozją. Duży efekt przy małym
nakładzie pracy i kosztów!
Postawiono przede wszystkim na jabłonie, grusze,
śliwy i czereśnie/wiśnie w rónych odmianach, w zależności od przeznaczenia. Owoce
wzbogacały ówczesne, i tak dość ubogie menu.
Sad pod Blaubeuren w wiosennej szacie
Fot. Polschland
Z jabłek i gruszek tłoczono soki, które
przerabiano następnie na „szwabskie wino”, czyli moszcz (Most).
Moszcz świetnie gasił pragnienie, był tani i ogólnodostępny, a poza tym trwały
- można go było przechowywać nawet przez kilka lat. Pozyskiwano z niego także
ocet (Essig).
Oferta sprzedaży moszczu w jednym z portali ogłoszeniowych
Źródło: ebay.de
Tak powstaje moszcz
Źródło: mostrezept.at
Źródło: reutlinger-bio-apfelsaft.de
Źródło: junginger-fruchtsaefte.de
Spiżarnie miejscowej ludności zapełniały się
jesienią nie tylko surowymi owocami, ale i suszonymi (Dörrobst).
Dawna suszarnia owoców (Obstdarre)
Fot. Polschland
Najbardziej znanymi szwabskimi "suszkami" są Hutzeln, czyli suszone gruszki.
Fot. Polschland
Z Hutzeln wypieka się w okresie bożonarodzeniowym tradycyjny Hutzelbrot, naszpikowany ogromną ilością suszonych owoców (gruszek, śliwek, fig, rodzynek, moreli) i orzechów oraz korzennych przypraw. Ze swojego Hutzelbrot słynie m.in. Stuttgart.
Fot. Polschland
Stuttgarcki Hutzelmännlein jest bohaterem książki Eduarda Mörike pod tym samym tytułem. Baśniowa postać obdarza szewczyka-wędrowca Seppe magicznym bochenkiem Hutzelbrot, który w magiczny sposób odrasta.
Źródło: cafe-kosmold.de, marions-kochbuch.de, dietenberger.de
Kwitło przetwórstwo: z jabłek sporządzano mus
(Apfelmus), z pigwy krajankę (Quittenbrot), o galaretkach, marmoladach (Gsälz),
nalewkach owocowych i likierach nie wspominając.
Stary przepis na Quittenbrot
Źródło: kochrezepte.org
Quittenbrot nie ma nic wspólnego z chlebem - to rodzaj galaretki/krajanki sporządzanej z cukru i pigwy. Delikates ten znany jest też kulturze hiszpańskiej jako dulce de membrillo.
Źródło: backenmachtgluecklich.de
Gsälz to regionalne określenie marmolady
Źródło: chefkoch.de, spruchbeidl.tv
Dziś sady owocowe na skalę przemysłową wyglądają
oczywiście zupełnie inaczej, co tylko podkreśla wyjątkowość szwabskiego
krajobrazu z tradycyjnymi sadami owocowymi. Szpalery drzew
wyglądają pięknie zwłaszcza wiosną. O sady dba się, a w niektórych gromadach objęte są nawet ochroną.
Fot. Polschland
Szwabia nie mlekiem i miodem, a sokami płynąca? Jak najbardziej! Na terenie Jury Szwabskiej swoje siedziby ma wiele małych i dużych przedsiębiorstw związanych z tą gałęzią przetwórstwa, np. firma Burkhardt czy Albi.
Źródło: albi.de, burkhardt-fruchtsaefte.de
Legitymują się one często długą tradycją, jak choćby firma Seeberger, potentat na rynku suszonych owoców. Jej początki sięgają roku 1844, kiedy Christoph Seeberger i jego następcy handlowali w Ulm towarami kolonialnymi i kawą.
Jeśli będziecie w Niemczech, polecam sięgnąć po produkty tej firmy - nie są najtańsze, ale jakościowo biją na głowę choćby nasz rodzimy Bakalland. Asortyment jest bardzo szeroki, obejmuje też orzechy, kasze i drobne przekąski.
Źródło: seeberger.de
Dużą troską otacza się zarówno istniejące sady, jak i przekazywanie tradycji i pamięci o dawnym sadownictwie i przetwórstwie. Ogromną rolę pełnią tu miejsowe skanseny, w których organizuje się np. cykliczne imprezy Dzień Moszczu (Mosttag) czy Dzień Owoców (Obsttag), podczas którego dorośli i dzieci mają okazję zbaczyć jak z owoców wyciska się sok i przerabia dalej. Jest też sposobność do skosztowania specjałów na miejscu - nie tylko soku i moszczu, ale też ciast z owocami i innych przetworów.
W jednym z budynków skansenu w Kürnbach siedzibę ma Muzeum Sadownictwa (Obstbaumuseum). Poniżej kilka zdjęć stamtąd.
Fot. Polschland
Ścieżki w skansenie w Illerbeuren wysadzone są różnymi odmianami grusz, jabłoni i innych drzew owocowych. Wśród nich znalazłam naszą swojską antonówkę.
Fot. Polschland
Dodatkową okazją zarobku dla niemieckich skansenów jest sprzedaż ekologicznych przetworów z własnych sadów i muzealnych ogródków. Od czasu do czasu w kuchniach domów odbywają się też pokazy gotowania według tradycyjnych receptur. W Illerbeuren mieliśmy okazję zjeść np. gofry ze starej, żeliwnej gofrownicy z pieca opalanego węglem, do tego mus z tutejszych jabłek.
Fot. Polschland
Dekoracja dożynkowa w kościółku ewangelickim w opuszczonej wsi Gruorn. Jak widać owoce zajmują w niej poczesne miejsce. Poniżej tablica informacyjna wśród zrównanych z ziemią budynków - sady ocalały.
Fot. Polschland
Więcej na ten temat:
Firma Burkhardt założyła na terenie zakładu sad - filmik
Nie wiedzieliście co to Gsälz? Oni też nie! - zabawny filmik o różnicach dialektalnych między Freiburgiem a Stuttgartem
Jaskinie
Woda
Fauna i flora
Skały
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen