Minął lipiec, więc nadeszła pora na kolejne podsumowanie.
Byłabym w niemałym kłopocie, bo Juli nie wyróżnia się niczym szczególnym, gdyby
nie fakt, że w Ulm jest on najbardziej „imprezowym” miesiącem w roku.
Cykl
imprez rozpoczyna organizowany co dwa lata Internationales Donaufest, którego
idea zawiera się w haśle: 10 Länder – 10 Tage – 1 Fest.
Znakiem rozpoznawczym Donaufestu są ręcznie malowane flagi (Donaufahnen), których długie rzędy zdobią brzegi Ulm i Neu-Ulm, a także most między tymi dwoma miastami. Po imprezie organizowana jest akcja ich sprzedaży. Chętnych nie brakuje, bo flagi co roku są inne. Na zdjęciu te sprzed dwóch lat.
Fot. Polschland
Tegoroczne flagi. Niestety w tym roku pogoda nie była dla organizatorów łaskawa...
Fot. Polschland
Po obu stronach rzeki, na promenadzie w Ulm i
Neu-Ulm buduje się sceny, rozkłada namioty, stawia ławki i stoły przed
stoiskami ze specjałami kulinarnymi i rekodziełem ze wszystkich krajów, przez
które przepływa Dunaj.
Chętni mogą wybrać się w krótki rejs po Dunaju łodzią zwaną Ulmer Schachtel albo promem solarnym, który przeprawia się z Um do Neu-Ulm. Ciekawostką jest fakt, że miasta należą do innych landów: Badenii-Wirtembergii i Bawarii.
Fot. Polschland
Przez blisko dwa tygodnie każdego dnia odbywają
się płatne i darmowe koncerty międzynarodowych zespołów (od folkloru poprzez
klasykę do hip-hopu), wykłady, panele dyskusyjne, prezentacje i pokazy (np. rzemiosła, kulinarne), odczyty poświęcone historii krajów
naddunajskich. Większość imprez ma miejsce na promenadzie, ale nie tylko.
Wystawa przy murach miejskich obrazująca ślady osadnictwa niemieckiego w krajach naddunajskich.
Fot. Polschland
Donaufestem żyje całe miasto - swój udział mają
w nim też lokalne muzea, które przygotowują specjalny program tematyczny,
kluby, szkoły wyższe, kina, organizacje zajmujące się ochroną środowiska itp. Również
dzieci znajdą tam coś dla siebie.
Oblegane są zwłaszcza stoiska ze specjałami kulinarnymi i winem z Węgier, Serbii, Mołdawii i innych krajów naddunajskich.
Fot. Polschland
Donaufest organizowany jest z dużym rozmachem i
przy pomocy wielu wolontariuszy; przyciąga setki turystów. Jego zwieńczeniem jest
majestatyczny pokaz fajerwerków przy dźwiękach muzyki.
Donaufest wieczorową porą
Fot. Polschland
Drugą wielką imprezą jest Ulmer Volskfest. Nie różni się on zbytnio od pozostałych imprez tego typu, z których najbardziej znany jest chociażby Oktoberfest.
Fot. Polschland
Jego oficjalnego rozpoczęcia dokonuje burmistrz, otwierając beczkę z piwem. Od tego dnia przez blisko dwa tygodnie na teren Volksfestu na łące nad Dunajem ściągają amatorzy piwa i dobrej zabawy (pojęcie względne, ja nie jestem fanką Volksfestu ;).
Fot. Polschland
Volksfest cieszy się popularnością zwłaszcza wśród młodzieży i rodzin z dziećmi, które tłumnie oblegają wszelkie lunaparkowe atrakcje. Kto chce, może przejechać się kolejką, pokręcić na karuzelach róznego typu, ogromnym diabelskim młynie, a także spróbować swojego szczęścia w grach zręcznościowych czy na loterii.
Jedzenie sprzedawane jest przez liczne stoiska
gastronomiczne. Do klasyków należą np. bułki z kiełbasą i mortadelą, kolby
kukurydzy, wata cukrowa, karmelizowane orzeszki, owoce w czekoladzie itp.
Prezentami chętnie kupowanymi przez zakochanych są duże zdobione pierniki,
które dumnie obnosi się na szyi. Coś bardziej konkretnego (np. kurczaka,
pieczeń wieprzową z czerowną kapustą i knedlem) przekąsić można w dużych
halach/namiotach, w których przygrywają orkiestry dęte bądź zespoły rockowe.
Fot. Polschland
Wiele osób zakłada Dirndl i Lederhose. Choć nie pochodzą z tego terenu, zyskały popularność jako stroje na imprezy tego typu.
Oczywiście
najwięcej gości pojawia się w weekendy. Aby przyciągnąć ich także w ciągu
tygodnia, organizuje się różnego rodzaju promocje, np. dzień zniżek dla dzieci,
wieczór dla pań, kiedy każda kobieta może przejechać się kolejką za jeden euro
i inne. Organizatorzy starają się także urozmaicić coroczną ofertę Volksfestu,
np. poprzez ściągnięcie do siebie rzadkich karuzel.
Fot. Polschland
To jeszcze nie koniec imprez, które w lipcu oferuje nam Ulm. O pozostałych przeczytacie w kolejnym wpisie!
Fajnie to wszystko wygląda. Ja jestem wielką fanką wszystkich lokalnych festynów ze straganami. Jak sikorka - im pstrokaciej, tym bardziej mi się podoba. Niestety zawsze wychodzę z nich objuczona jak wielbłąd, a potem nie używam wszystkich kupionych rzeczy...
AntwortenLöschen